(fragment książki „Słodki owoc gorzkiego drzewa” red. Mark Andreas)
Kilka lat temu zadzwoniła do mnie kobieta i zapytała, czy prowadzę terapię dla par. Odpowiedziałem, że tak. Następnie spytała, czy możemy popracować przez telefon. Odrzekłem, że tak.
– Dobrze – powiedziała. – Czy popracujesz z parą przez telefon, jeśli tylko jedna połowa pary jest skłonna do pracy?
– Zakładam, że to ty jesteś tą chętną do pracy połową?
– Tak.
– Zależy od tego, jak bardzo jesteś skłonna faktycznie wykonać swoją część pracy.
W czasie naszej pierwszej sesji dowiedziałem się, że moja klientka mieszka w jednym domu z mężem. W zasadzie tylko na tym polegał ich związek. W rzeczywistości podzielili dom między siebie. Gdy mąż wracał do domu, udawał się prosto do swojej części i tam się zamykał. Nie rozmawiali ze sobą od czterech lat, z wyjątkiem ustalenia, kto odbierze dzieci lub zrobi zakupy. Cała komunikacja między nimi była ściśle ograniczona do logistyki wychowywania dzieci. Opisała go jako „największego dupka wszechczasów” i wyznała, że dobro dzieci to jedyny powód, dla którego nadal są razem. Zacząłem się zastanawiać, co dzieci sądzą o tym układzie.
Zapytałem, czy kiedykolwiek, żyjąc razem, byli w dobrych relacjach.
– O tak, byliśmy kiedyś bardzo zakochani, ale to było dawno temu – odpowiedziała.
– Cóż – ciągnąłem dalej – co by się stało, gdybyś zaczęła na niego patrzeć i ponownie traktować go tak, jak wtedy, gdy byliście zakochani?
– Nie mogę tego zrobić, bo on nie jest tą samą osobą. Nie dba już o mnie. Robi te wszystkie okropne rzeczy: jest niegrzeczny, krytykuje mnie, sądzi, że zawsze ma rację, i wcale nie słucha tego, co mówię. Nie wypełnia też swych zobowiązań wobec dzieci.
Miała mnóstwo dowodów potwierdzających, że ten facet jest prawdziwym sukinkotem i całkowicie różni się od człowieka, którym był kiedyś.
Poprosiłem ją, by spróbowała wejść na chwilę w jego buty.
– Czy robisz cokolwiek, co może wzmacniać jego zachowanie? – zapytałem. – Czy traktujesz go w taki sposób, że widzi w tobie kogoś innego niż osobę, którą niegdyś kochał?
– Wiesz… tak. Myślę, że tak.
To pomogło jej dostrzec, że po części przyczyniła się do powstania tak negatywnej relacji. Powiedziałem jej, że dobrze, że to zauważa. Dzięki temu może decydować o tym, jaki udział będzie miała w swoim związku. Następnie chciałem dowiedzieć się, jakie umiejętności osobiste rozwinęła, które mogą być jej przydatne w postrzeganiu jej męża w bardziej przyjazny sposób.
Najpierw usłyszałem, że zbiera duże fundusze jako kwestarz. Pozyskała już mnóstwo pieniędzy. Zapytałem ją, czy zbierając te fundusze kiedykolwiek natknęła się na ludzi, którzy byli dla niej nieprzyjemni.
Roześmiała się i odrzekła: – Cały czas.
– Myślę, że traktujesz ich tak samo, jak swojego męża – stwierdziłem.
– Nie! – krzyknęła. – Nigdy nie dostałabym od nich żadnych pieniędzy.
– W jaki sposób ich traktujesz?
– Patrzę na nich jak na porządnych ludzi. Myślę sobie: „Jak sama chciałabym być traktowana?”.
– A co by się stało, gdybyś w taki właśnie sposób potraktowała swojego męża? – zapytałem.
– Nigdy o tym nie pomyślałam – odpowiedziała po chwili.
Dalej wypytywałem ją o umiejętności, jakie wypracowała w innych dziedzinach swojego życia.
– Co z twoimi dziećmi? Kiedy zrobią coś, co ci się nie podoba, czy traktujesz je tak, jak traktujesz swojego męża?
– Nie. To znaczy… wiesz… one są dla mnie najważniejsze.
– A co by było, gdybyś traktowała swojego męża w ten sam sposób, nawet wtedy, gdy robi rzeczy, które ci się nie podobają?
Zarówno w przypadku swoich dzieci, jak i ludzi, od których pozyskiwała fundusze, tym, co pozwalało jej działać, była bardzo jasna, długoterminowa wizja przyszłego rezultatu. Jeśli prosiła kogoś o sto tysięcy dolarów, to dobre relacje z tą osobą były niezbędnym elementem sukcesu oraz potencjalnej możliwości pozyskiwania dalszych funduszy w przyszłości. A w przypadku dzieci, miała mocną wizję wspierania ich rozwoju i nauki, aż w pełni wejdą w dorosłość. Była troskliwa w obu tych aspektach.
– Jaki jest twój cel w związku z mężem? – zapytałem.
– Ukarać go – odparła szybko.
Zauważyłem, jak jej głos nieco zmiękł w momencie, gdy uświadomiła sobie, co właśnie powiedziała.
– To trochę odmienne podejście, nieprawdaż? Co by się stało, gdybyś patrzyła na niego w ten sam sposób, w jaki patrzysz na swoje dzieci i ludzi, od których zbierasz fundusze? Możesz czuć chęć ukarania go teraz, ale jakiego rezultatu będziesz pragnąć za rok od dziś?
To ją przeorientowało.
Dwa tygodnie później, na naszej drugiej sesji, zapytała:
– Co się stanie, jeśli ja będę patrzyła na niego w ten „nowy” sposób a on ciągle będzie reagował tak okropnie? Powiedział, że w środę zrobi zakupy, ale oczywiście nie zrobił!
Skonfrontowałem ją z jej własnymi, wypracowanymi już umiejętnościami:
– Gdyby twoje dzieci powiedziały, że wyniosą tego dnia śmieci, a nie zrobiłyby tego, czy widziałabyś w nich okropnych ludzi?
– Nie.
– Dlaczego widzisz w swoim mężu okropną osobę? To prawda, nie dotrzymał słowa i jest to ewidentne, ale czy to naprawdę wystarcza, aby uznać go za złą osobę
Reszta sesji to po prostu coaching. Rozważała różne opcje tego, co mogłaby zrobić lub powiedzieć w reakcji na jego słowa czy działania, dochodząc do bardziej obiektywnego spojrzenia oraz testując możliwe przyszłe scenariusze, jakie mogłaby wypróbowywać, używając nowych metod interakcji z mężem. Jednocześnie wciąż przywoływałem do jej świadomości obraz męża, kiedy zakochała się w nim, i wzmacniałem to wspomnienie.
– Jak by to było znowu komunikować się z nim w ten sposób? – zapytałem. – Jak byś patrzyła? Jakiego tonu głosu byś użyła? Przypomnij sobie, jak oceniałaś jego durnowate zachowania, kiedy jeszcze byłaś w nim zakochana?
– Było to w pewien sposób rozkoszne.
– Co by się stało, gdybyś na jego potknięcia popatrzyła ponownie jak na coś rozbrajającego?
Cała sprawa była dość prosta. Sposób, w jaki na niego patrzyła, bezpośrednio przekładał się na to, jak go traktowała. Po kolejnych dwóch tygodniach zadzwoniła i powiedziała:
– Nie potrzebuję trzeciej sesji. Nie potrzebuję już twojej pomocy.
– W porządku. Możesz mi powiedzieć, dlaczego?
– Naturalnie, jesteśmy zakochani jak nastolatki. Jest tak dobrze! Wygląda to nawet lepiej niż u zakochanych nastolatków, ponieważ jesteśmy dorośli i możemy bardziej świadomie wiele wnieść do naszego związku. On jest naprawdę dobrym facetem. Po prostu nie umieliśmy się porozumieć. Myślałam, że nie dba o mnie, a on myślał, że to ja nie dbam o niego! Oboje byliśmy w błędzie.
To doświadczenie nauczyło mnie, jak prosta zmiana perspektywy może drastycznie zmienić każdą relację. Rok później sprawdziłem, jak się mają. Byli nadal bardzo zakochani.
Mark Hochwender
fragment książki „Słodki owoc gorzkiego drzewa” red. Mark Andreas, 2019
Książka do nabycia u wydawcy: www.metamorfoza.pl